Forum ventrue1.forumoteka.pl Strona Główna ventrue1.forumoteka.pl
Wampir:Maskarada i cross
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rzeźnik

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ventrue1.forumoteka.pl Strona Główna -> SERIA SABATNICZA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ventrue1
Ten_Którego_Słowo_Jest_Prawem


Dołączył: 12 Paź 2007
Posty: 424

PostWysłany: Wto Lip 04, 2017 10:12 am    Temat postu: Rzeźnik Odpowiedz z cytatem

RZEŹNIK


Spotkanie było umówione na godzinę 23.00 czasu lokalnego.
Półtorej godziny później nadal brakowało kilku osób.
Wielu z Miecza Kaina wyznaczoną godzinę spotkania zawsze miało za umowną, a byli i tacy których zatrzymały po prostu warunki atmosferyczne. Konkretniej szalejący nad Stanami huragan.

Ci którzy przybyli dostatecznie wcześnie aby wziąć udział w audiencji siedzieli wokół ogromnego, czarnego, owalnego stołu który nowy Regent przywiózł ze sobą ze swej dawnej siedziby w NY.
Stół był stary- XVII czy XVIII wiek- oraz na tyle ciężki aby nie ulec łatwemu zniszczeniu w sytuacji gdy któregoś warlorda poniosą nerwy. Wprawdzie większość zaproszonych gości stanowili opanowani, starzy Lasombra którym daleko było do rozstrzygania konfliktów przemocą, ale wypadki (szczególnie innym klanom) się zdarzają i nie należy nadmiernie ryzykować znalezienia się na torze lotu oderwanej nogi stołowej czy kawałka blatu.
Szczególnie gdy w okolicy znajdują się Tzimisce ze swymi machinami bojowymi- vozdhami.

Drzwi uchyliły się nieznacznie gdy kolejny z zaproszonych dostojników dołączał do obrad. Małego, srogiego w wyglądzie mężczyznę przywitały licznie skinienia głowy. Przybyły mocno kontrastował z pozostałymi gośćmi- zachowując w pełni ludzką formę przykuwał wzrok zupełnie prostą, ciemną szatą na wzór mnisiej. Nie miał na niej żadnych ozdób ani symboli świadczących o jego rzeczywistym statusie. Sposób w jaki się poruszał zaprzeczał jednak jego pozornej pokorze i uległości.
- Zapraszam do nas, Kardynale Timofiev. Rad jestem że mogłeś dołączyć do zgromadzenia i podzielić się dzisiejszej nocy swym doświadczeniem oraz mądrością.
Powitanie nie było jedynie kurtuazją- czego jak czego ale doświadczenia staremu Stróżowi nie brakowało.
- Dołączenie do Braci i Sióstr moich w takiej chwili było mi nie tylko zaszczytem, ale i obowiązkiem. Kto jeśli nie my ma prowadzić naszą rodzinę do zwycięstwa i zrzucenia jarzma niewolników Starożytnych? Podstawą egzystencji Sabatu jest przecież walka o wolność, a wolność ta została ostatnimi czasy poważnie zachwiana. My- lordowie Miecza Kaina i najznakomitsi potomkowie Praojca- musimy doprowadzić do natychmiastowego zrzucenia więzów i z tego powodu stoję przed wami, jako i wy stoicie przede mną oddani wspólnej sprawie.
Kardynał zasiadł na przeznaczonym dla niego miejscu pośród dostojników, zaś po sali przeszły pojedyncze pomruki aprobaty.
„Moja Wola mnie odziewa”.
Francisco Domingo de Polonia, Regent Sabatu, przywołał w myślach tak często wypowiadane przez Kardynała Timofieva zdanie analizując je po raz setny. Jak wielką mądrość i opanowanie musiał mieć ten wampir skoro zyskał pośród klanu reputację jednego z największych diabolistów ale i myślicieli? Dwaj Lasombra znali się już od długich lat, chociażby z niesławnych Sądów Krwi, ale ascetyczny w swej prezencji syn ciemności nadal potrafił go zaskakiwać.


Polonia powiódł wzrokiem dookoła stołu.
Nieco na prawo od Timofiev’a napotkał dwa słupy wijącej się i drgającej miarowo ciemności. Kardynał Mysancta oraz Zarathustra- starożytny Lasombra mylnie brany przez młodszych od siebie za założyciela religii zaratusztrian. Bodajże jeden z najstarszych i aktywnych pośród Klanu, gdyż jak sam twierdził swe imię przyjął na cześć rzymskiego legionisty.
Mysancta dziś był (lub była, czy też było- tego nie wie nikt) jedynie namacalnym cieniem; Polonia nigdzie nie dostrzegł towarzyszącej zwykle tej osobie srebrnej ramki, na której ghule zwykły upinać kardynalskie szaty, a do której dołączona była na spiralnych ruchomych drutach szklana korona. Efekt całości wyglądał mniej więcej tak, że gdy sterowana cieniami korona się poruszała można było wyczytywać z jej ruchów gesty i skinienia. Ten osobliwy twór z drutu, szkła i materiału zastępował od lat ciało Kardynała- ciało, które każdy Lasombra poważnie zaangażowany w mistycyzm Otchłani i jego moce- musi wcześniej czy później porzucić.

Za nimi siedziała trójka nieruchomych teraz wampirów, połączonych dziwaczną mentalną więzią i mówiących jednym szeptliwym głosem. Kukiełki- naczynia Kardynała Menuvena, dziś w mniejszym składzie niż zazwyczaj.
Plotki głosiły, że wampiry- zwykle Kapłani lub Templariusze- wybrani na sługi Menuvena przechodziły przed dołączeniem do zespołu skomplikowany proces trepanacji czaszki oraz wprowadzenia do niej stworzonych taumaturgicznie specjalnych węglowych prętów. Prawdopodobnie to one odpowiadały za mistyczne połączenie umysłów sług i ich mistrza- jednocześnie pozwalając sługom na używanie Obtenebracji na poziomie który nie był u nich spotykany nigdy wcześniej ani później.
Rzeczywistego wyglądu Kardynała nie znał nikt, wielu natomiast twierdziło że jego osoba jest niczym innym jak abbysowym duchem intelektu- czy też może inteligentnym tworem samej Otchłani- nie posiadającym materialnej formy i komunikującym się ze światem wyłącznie dzięki swoim sługom.

Kolejnym w kręgu był Elieser de Polanco, znany także jako Wysłannik Matki Hiszpanii lub Subtelny Cień. Niemalże tysiącletni wampir wyglądem przypominał człowieka. Przystojnego, około 40 letniego człowieka o arystokratycznych korzeniach. Nosił się nienagannie i współcześnie, w czerni zaakcentowanej srebrem która podkreślała wzmocniony Cieniem odcień jego włosów i głębię oczu. Z jego ruchów jasno wynikało że niegdyś był wojownikiem i u pasa nosił miecz. Dystyngowany, cichy i pełen godności w całkowitym spokoju słuchał wypowiedzi swoich Braci we Krwi samemu zachowując milczenie. Zapewne to samo milczenie i zręczna manipulacja zarówno ludźmi jak i innymi wampirami doprowadziła go do członkostwa w wewnętrznej organizacji klanu znanej jako Los Reyes de las Sombras- Królowie Cieni. Nikt tak jak on nie miał równie mocnych powiązań i wpływów w instytucjach śmiertelnych oraz ich biznesie. Nikt tak jak on nie potrafił dla zabawy tworzyć w nich globalnych katastrof i z ciekawością obserwować ich skutków.

Priscus Melinda Galbraith przybyła jak zwykle z nieodłącznym w ostatnich latach Maximusem. Co ciekawe pomimo zdjęcia jej ze stanowiska Regenta większość Luminarzy Sabatu nadal darzyła ją dużym szacunkiem i estymą. Powodowało to, że jej glos wciąż był słyszany i brany pod uwagę, a stanowisko które początkowo miało być tylko kurtuazyjne okazało się całkiem skuteczne w działaniu. Maximus dla wielu również okazywał się lepszym kandydatem na głównodowodzącego Tremere i ewentualnego Priscusa od spraw magii niż obecna pani Priscus którą mianował- jak wszyscy mówili „za łózko”- nowy Regent. Nawet ci którzy nie posuwali się do tak daleko idących dociekań łożkowych doskonale zdawali sobie sprawę ze słabości Regenta wobec pani Esche, co znacząco kładło się cieniem na reputacji de Polonii. Niektórzy na jego małą obsesję łaskawie przymykali oko, kilku ona bawiła, ale spora grupa najznamienitszych Sabatników była głęboko zaniepokojona związkiem Wikariusza Kaina z kimś kto oficjalnie był archontem Camarilli. Jedynie łaskawe oko i poparcie ze strony Jego Świętobliwości Kardynała Moncady wobec Ventrki powstrzymywały nieprzekonanych od dalszych, znacznie ostrzejszych działań. Moncada miał głowę na karku i cokolwiek planował wobec kobiety musiało mu wychodzić właśnie tak jak tego oczekiwał. Nie bez znaczenia była też plotka że obroną Madrytu poza Regentem we własnej osobie, Donem Mediną- Sidonią i Komandorem Vallejo dowodził nie kto inny jak Justicar Cortez będący szczęśliwie mężem Priscus Esche. Sama Priscus dowodziła zorganizowaną grupą Tremere Antitribu którzy bezbłędnie zdołali odeprzeć atak prowadzony przez jednego z Rady Siedmiu co znacząco przysporzyło im cichej popularności.
Większość z obecnych na sali dałaby się żywcem pokroić aby poznać sekret kooperacji między Regentem, Moncadą a Cortezem, tym bardziej że ten ostatni był potem widziany na Palla Grande w Madrycie gdzie wybitnie dobrze się bawił.

Eminencja Vykos siedział ponury i małomówny.
Odkąd awansował w miejsce Regenta na Kardynała Stanów Zjednoczonych ciągnęło się za nim pasmo niepowodzeń i porażek. Czegokolwiek się nie tknął i jak daleko nie zapędził w podboju- wszystko kończyło się albo porażką, albo pyrrusowym zwycięstwem.
Nieopatrznie rozpętana wojna z magami kosztowała go nie tylko Seattle, ale także Waszyngton i Nowy Jork- bo udziału magów w odbiciu dwóch ostatnich miast był niemal pewien. Szybkie zdecydowane ciosy, technika nieznana kainitom, działania za dnia- wszystko wskazywało na zemstę poirytowanej familii Grantów która odbijała sobie przypadkowe przeistoczenie jednego z ich szczeniaków. Nie bez znaczenia było tez ich powiązanie z Cortezami w którym upatrywał części winy za obecną sytuację. Jakkolwiek nie wyglądałaby prawda- faktem stało się że od kilku tygodni NY rządził Książę Jan Pieterzoon, zaś de Polonia dostawał wścieku… macicy. Metaforycznej macicy. Choć zapewne by dostał wścieku gdyby ją miał. Może należałoby mu to umożliwić któregoś ponurego wieczora?
Teraz pozostawało siedzieć, milczeć i czekać do czego dojdzie w swoich dywagacjach ta wściekła lasombrzańska masa.

Charles VI, a właściwie Charles Delmare, nazwany VI na cześć zajmowanego stanowiska Szóstego Kardynała Ameryki Południowej (5 poprzednich coś zjadło albo zaginęli w innych podejrzanych okolicznościach) – siedział cicho w jednym z foteli, odruchowo bawiąc się kieszonkowym zegarkiem. Wprawdzie od jakiegoś czasu był tylko Priscusem, a nie Kardynałem, ale przydomek przylgnął na zawsze. Na pierwszy rzut oka widać było że stary Stróż rozmyśla nad czymś intensywnie.
Jako zagorzały przeciwnik infernalistycznych praktyk oraz magii krwi która potrafiła do nich doprowadzić- miał wyraźny problem z pogodzeniem się z działalnością Rzeźnika, szczególnie że ten czasem zbaczał z Meksyku i zahaczał o jego teren. Wiązało się to ze stratami nie pojedynczych sabatników, ale całych Arcybiskupstw. Mówiono że to mag, a z takimi nie ma żartów. Ten konkretny zostawiał za sobą sterty trupów albo prochu- bo w to zmieniali się zabijani przez niego kainici. Nikt natomiast nie miał pomysłu jak zakończyć ten konflikt- ani pokojowo, ani trochę mniej pokojowo. Charles wiedział że wielu liczy na niego- uważali bowiem, że skoro zdołał zawrzeć jakiś rodzaj rozejmu z nadnaturalami Ameryki Południowej, to poradzi sobie także z Rzeźnikiem. Cały problem leżał jednakże w tym, że on nawet nie miał pojęcia jak owy Rzeźnik wygląda ani gdzie go szukać- mag był nomadem całkiem jak niektóre sfory. Nikt nie wiedział nawet czy działa on sam czy w grupie, a jeśli w grupie to jaka jest jej liczebność oraz struktura. Co innego walczyć ze zwykłymi ludźmi, a co innego z magami, garou, ananasi albo Kain jeden wie czym jeszcze. Byle nie z Tancarzami Czarnej Spirali, których nawet w samym Mexico City nie brakowało, a z którymi poprzednia Regent dziwnym trafem nie próbowała niczego zrobić.

Ku zaskoczeniu wielu Stróżów na obradach nie było obecnego Kardynała Moncady. Zapytany o jego nieobecność Regent nawet nie usiłował ukrywać prawdy – on sam nie zaprosił dostojnika. Argumentował to jednak powodem zbyt trywialnym aby mógł być wziętym za rzeczywisty- lokalnością zagrożenia oraz nieznajomością realiów którą wykazywali Europejczycy.
Lasombra zastrzygli uszami jak jeden- coś musiało być na rzeczy skoro Regent ośmielił się nie zaprosić jednego ze swych protektorów.
Wszystkich ciekawiło czym było owe „coś”, szczególnie że na sali brakowało jeszcze jednej osoby bez której Don de Polonia ostatnimi czasy się nie obchodził i zapraszał ją wszędzie gdzie mógł. Priscus Esche była nieobecna i nie zanosiło się na to aby miała się w ogóle pojawić.
Interesujący układ biorąc pod uwagę plotki twierdzące jakoby Rzeźnik był magiem. Z logiki można by wywnioskować że szczególnie teraz przydali by się na polu ewentualnych działań Tremere Antitribu którym pani Priscus przewodzi, ale nie zapraszając jej Regent niejako odcinał ją i jej Dom od sprawy. Musiało w tym tkwić drugie, a może nawet i trzecie dno, o ile całość w ogóle nie przypominała studni.

Wielu pokładało wielkie nadzieje w osobie wezwanej by pełnić funcję Konsultanta Konsystorza – w Alonso Pérez de Guzmánie, znanym powszechnie jako don Medina- Sidonia. Był on jednym z najznamienitszych taktyków i strategów Sabatu od przeszło 400lat, miał również własną niezrównaną siatkę szpiegów.
Wielu z Miecza Kaina ufało w jego sukces w wyjaśnieniu całej sprawy oraz pokonaniu Rzeźnika.
Wielu Stróżów chętnie posłuchałoby także wyjaśnienia dziwnych zachowań Regenta na polu „powoływania do walki” z których wyłączeni byli wampirzy magowie krwi. Po cichu niektórzy z Lasombra liczyli na interwencję Sidonii – wiadomym było że niegdysiejszy Admirał był przez lata nauczycielem Wikariusza Kaina i cały ogrom zdolności który ten posiadł zawdzięcza właśnie jemu. Nikt nie ukrywał też faktu że Polonia do tej pory ma ucho otwarte na sugestię swego mentora. Należało zatem tak nakierować rozmowę na właściwe tory aby padł temat Tremere Antitribu i ich udziału w całym przedsięwzięciu. Takie bezpośrednie przedstawienie sprawy powinno zmusić Regenta do wyjawienia dlaczego sam nie wezwał ich do walki choć było by to ze wszech miar wskazane i słuszne.

Vykos podejrzewał że Polonia być może próbował ich wezwać ale jego ventraska dziwka sprzeciwiła się temu poleceniu i nie wydała swoich uczniów do walki.
On od początku twierdził iż sprawa Priscus oraz magów nie jest prosta do wyjaśnienia. Od czasu kiedy Seattle stanęło w ogniu tuż po tym jak Ventrue zabrała przeistoczonego młodego Granta ze sobą- Anioł Kaina nosił się z przypuszczeniami jakoby całe odbicie łopatogłowego było niczym więcej jak wspólną akcją zdrajczyni i magów. Nie mogło być mowy o zbiegu okoliczności w tak krótkim czasie. Ona weszła i zabrała co miała zabrać, a magowie zrównali wampirzą populację miasta z ziemią. To znów oznaczało, że skoro Esche zna tamtych magów to niewykluczone- a wręcz bardzo prawdopodobne- że zna Rzeźnika i osobiście go osłania, stosując w Sabacie metodę dezorientacji. Komu zatem jest lojalna, o ile jest lojalna komukolwiek?
I co ją właściwie łączy z tymi magami?
Jak daleko sięga takie połączenie i co jeszcze ukrywają?
Ktoś kto zdradził raz- nawet jeśli zdradzonym jest Camarilla- wcześniej czy później zdradzi ponownie.
Wystarczy poczekać na odpowiedni moment i wówczas uderzyć, stawiając się w roli karzącej Ręki Sprawiedliwości. On poczeka. Jest nieśmiertelny. Ma dużo czasu. Potknięcie to tylko kwestia tygodni albo miesięcy. Nie należy okazywać zniecierpliwienia. Błogosławieni cierpliwi albowiem oni pokonają swoich wrogów.
Chyba, że wcześniej nadarzy się okazja.
Chyba, że obecny Regent podczas polowania na maga będzie miał nieszczęśliwy wypadek.
Chyba, że Regent się zmieni i zmieni się polityka Sabatu.
Chyba, że Sascha Vykos- Diabeł, Kameleon, Anioł Kaina, Główny Piekielny Oprawca- wcześniej zostanie Regentem.

_________________
"Niech Honor bedzie twa tarcza, twoim mieczem, twoim plaszczem: pozwól Ventrue zachowac twarz, a zajdziesz daleko."

"Noc wyostrza zmysly, wzmaga kazde doznanie, ciemnosc porusza i budzi wyobraznie, cisza pokonuje skrupuly..."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ventrue1.forumoteka.pl Strona Główna -> SERIA SABATNICZA Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać plików na tym forum